Archiwum
„Popisz się” konkurs na opowiadanie
„Popisz się” to konkurs na opowiadanie, którego celem jest promocja czytelnictwa i kreatywnego pisania wśród dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. Corocznie organizowany jest przez Wrocławski Dom Literatury.
„W tym roku do konkursu na opowiadanie „Popisz się” zgłoszono 220 prac z całej Polski w trzech kategoriach wiekowych. Jury konkursu po kilku nieprzespanych nocach, kłótniach i sporach w końcu udało się wyłonić laureatki i laureatów”- czytamy na stronie Domu Literatury.
Listę zwycięzców w kategorii 15-18 lat rozpoczyna Karolina Bednarska z klasy 3A!
Karolina napisała opowiadanie pt. „Wewnętrzne dziecko”, tekst mądry i subtelny. W nagrodę autorka otrzymała trzy dobre lektury i zapewnienie organizatorów, że nagrodzone prace zostaną opublikowane w antologii, która będzie miała swoją premierę podczas Wrocławskich Targów Dobrych Książek w 2020 roku.
Wielkie gratulacje!
WEWNĘTRZNE DZIECKO
Wydawało mi się, że tego poranka Bałtyk przybrał wyjątkowo ciemną barwę. Jego fale wręcz przelewały się czernią, piana lśniła jak diamenty, a pustka otulała mnie chłodem.
Stałam na plaży, gdy w oddali zauważyłam niewielki czerwony punkt. Przesuwał się powoli wzdłuż brzegu i nabierał coraz wyraźniejszych konturów, aż przybrał postać małego chłopca w czerwonym płaszczu i równie czerwonych kaloszach.
Ze zdziwieniem popatrzyłam na samotnego dzieciaka z narzuconym na głowę kapturem. Przeszedł obojętnie obok mnie, trzymając ręce w kieszeniach, ale w głowie słyszałam głośny alarm. Przecież mały chłopiec nie powinien chodzić sam po plaży. Poszłam więc za nim i po chwili go dogoniłam. Chłopczyk zatrzymał się i uniósł głowę, odsłaniając buzię z czerwonym od zimna noskiem.
- Dlaczego jesteś sam? – spytałam, kucając przy nim.
- Nie jestem sam – odpowiedział ze zdziwieniem.
Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się, ale od przeszło dwóch godzin na plaży byłam tylko ja. I nagle pojawiła się ta mała osóbka...
- To z kim jesteś?
- Z panią.
Po tych słowach moje serce oblał strumień ciepła i od razu się uśmiechnęłam. Popatrzyłam mu w oczy i chwyciłam jego małe, zmarznięte dłonie, po czym wstałam. Nagle poczułam ciągnięcie za rękaw.
- Możemy już iść? – zapytał chłopiec, unosząc głowę.
- Tak – zawahałam się, ale widziałam, że moja odpowiedź go uszczęśliwiła.
Ruszyliśmy przed siebie wzdłuż brzegu.
- Co pani tutaj robi? – spytał, kopiąc przypływające fale.
- Przyjechałam z Wrocławia na wycieczkę.
- Dobrze się pani bawi?
- Tak, jest całkiem fajnie. Świeże powietrze, pogoda dopisuje…
- Ja też się dobrze bawię.
- A gdzie są twoi rodzice? – popatrzyłam na chłopca, który podniósł na mnie wzrok. Nagle skierował go przed siebie, nie tracąc optymizmu ze wspólnego spaceru.
- Już ich nie potrzebuję.
Zwolniłam kroku, bo myślałam, że się przesłyszałam.
- Jak to ich nie potrzebujesz?
- Pani też jest bez rodziców.
- Tak, ale ja jestem dorosła.
- Też chcę być dorosły. Będę siedział w domu, podróżował…
- Dorosłe życie nie jest takie proste.
- …wyjadę i nigdy nie wrócę.
W pierwszym momencie wydało mi się to niedorzeczne, wręcz niemożliwe, że dziecko myśli o takich rzeczach, ale wtedy coś mnie tknęło. Nieprzyjemne uczucie zapomnienia o czymś, co jest istotne w życiu, usilnie przedzierało się przez kłęby myśli. O czymś, co wiedziałam, że jest cenne, ale świadomie wyparłam.
- Jesteśmy tacy sami i musimy żyć razem, więc jeśli ty nie potrzebujesz rodziców, to ja też ich nie potrzebuję – tupnął nogą, chcąc postawić na swoim.
Zatrzymałam się, próbując zmusić chłopca do tego samego, ale on szedł dalej. Lekko pociągnęłam go za rękę, aż w końcu stanął w miejscu i od razu schował grymas niezadowolenia pod kapturem.
- Dlaczego musimy żyć razem? – kucnęłam i przybliżyłam się do niego. – Dlaczego mówisz, że nie potrzebujesz rodziców? Każdy potrzebuje bliskiej osoby, która się nim zajmie w trudnej sytuacji, niekoniecznie rodzica.
- To kto się tobą zajmie, jeśli zostawiłaś swoich rodziców?
- Skąd ten pomysł?
- Od ponad pięciu lat nie odwiedzasz ich i mówisz, że jest zajęta. Co będzie z nimi? Co będzie z tobą… z nami?
Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Poczułam zakłopotanie i wstyd, bo w jego ustach brzmiało to okropnie, ale zrozumiałam, co zabolało mnie w jego wcześniejszych słowach.
Próba zapomnienia, a nawet odcięcie się od rodziny, nigdy nie była dla mnie możliwa. Nie wyobrażałam sobie życia bez niej, a tu nagle ją zostawiłam i udaje zapracowaną.
- Skąd w ogóle tyle wiesz?
Chłopiec podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Beze mnie miałabyś kłopoty – złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć przed siebie, zmuszając do dalszej drogi. – Czasami trzeba coś powiedzieć na głos, aby to zrozumieć. Teraz masz szansę, żeby naprawić to, co się nie udało. Ostrzegam jednak, że nie będę ciągle ci pomagał. Jestem tylko dzieckiem – zatrzymał się i wyprostował rękę w moją stronę. – Teraz zostawię cię tutaj. Stój tu, zamknij oczy i licz do pięciu.
- Nie rozumiem.
- Po prostu zrób to, co powiedziałem, a później kieruj się sercem.
Chłopiec odsunął się, ale ciągle na mnie patrzył. Chciał, abym zrobiła to, co mi kazał, ale wciąż nie widziałam w tym sensu. Zamknęłam jednak oczy i zaczęłam liczyć. Słyszałam oddalający się szmer piasku, a po doliczeniu do pięciu otworzyłam oczy, mając nadzieję, że jeszcze zobaczę chłopca w czerwonym płaszczu. Jednak nikogo nie było. Stałam na plaży, a słońce świeciło wysoko nade mną. Bałtyk lśnił czernią tak jak rano, ale czułam się zupełnie inaczej. Nie byłam szczęśliwa z przyjazdu nad morze. Myślałam, co mogłam zrobić zamiast tego, aż pojawił się pomysł, który rozgrzał mnie od środka.
Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam. Strach mącił mi w głowie, ale miałam nadzieję, że to coś da, że odbiorą, że ciągle są…
Pierwszy sygnał… drugi sygnał…
- Halo – usłyszałam łagodny ton w telefonie.
- Cześć, tato – zrobiło mi się zwyczajnie głupio. – Dzwonię, aby zapytać, co tam u was.
Zapadła cisza, którą przerywały niezrozumiałe szepty.
- Wszystko w porządku? – wydusiłam z siebie, walcząc z drżeniem ust.
- Cześć, skarbie – głos mamy załamał się, więc przekazała telefon tacie. – Wszystko dobrze. Mama po prostu… zresztą ja też…
Słyszałam tylko ciężki i nierówny oddech, ale wyobrażałam sobie ich reakcję.
- Przepraszam. Odwiedzę was, obiecuję. Jutro… - moje serce zaczęło dudnić, a ja nie mogłam pozbierać myśli i poskładać słów.
- Przyjeżdżaj, kiedy chcesz. Ważne, że zadzwoniłaś…
- Kocham was…
Nic nie powiedział, ale słyszałam szlochanie, które mówiło więcej niż chciałam usłyszeć.
Pomimo skończonej rozmowy stałam z telefonem przy uchu. Starałam się powstrzymać łzy wstydu, ale i szczęścia, które spływały po policzkach. W końcu włożyłam telefon do kieszeni i popatrzyłam daleko wzdłuż brzegu. Uśmiechnęłam się w pustkę, mając nadzieję, że zobaczy to mały bohater mojego życia, który dał mi w porę do zrozumienia, że szczęście to nie tylko chwila dla samego siebie, ale umiejętność dzielenia jej z innymi. Ruszyłam w stronę wyjścia z plaży.
14 grudnia 2019 | Katarzyna Bauman | Powrót do spisu wiadomości